czwartek, 16 czerwca 2011

Mini Eire

Mój host tata to człowiek - interes. Kręci milion drobnych biznesów, czasem poważnych czasem wywołujących uśmiech. Wiele z nich to sprzedaż różnej maści przedmiotów. Często gęsto znosi do domu tony śmiecia, które trzeba umyć, wyczyścić, zapakować i kto wie, co jeszcze. Zabiegany, z reguły prosi o to biedną operkę. A ta, dobra z natury, nie potrafi odmówić.
Jaka ja byłam poirytowana, gdy jakiś czas temu odwiozłam rano dzieciaki do szkoły, wróciłam z nadzieją na spokojny poranek, a na stole czekał list. Notatka z prośbą.
I stos małych i dużych puzderek z zawartością do wyczyszczenia.
Miałam zostawić i wytłumaczyć się brakiem czasu, ale ciekawość wygrała, otworzyłam pudełka i... przepadłam.

Przeurocze (i przebrudne) figurki z kolekcji Irish Heritage. Ręcznie robione, wywarły na mnie duże wrażenie - oddawały nawet maleńkie detale, dodatkowo były bardzo kolorowe i wręcz perfekcyjnie nadawały się do sfotografowania :)




A było tego tyle: do wyczyszczenia pudełka i zawartość

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Dingle

Jakiś czas temu lokalne operki postanowiły wybrać się na wycieczkę. Jako, że 'zawsze coś' wypadało, wycieczka nie dochodziła do skutku. Aż w końcu - pewnej słonecznej niedzieli - pojechałyśmy!
Zdecydowałyśmy się na wyjazd zorganizowany i sama nie wiem, czy pomysł był dobry, czy nie do końca. Spędziłyśmy dosłownie cay dzień w autokarze.. Z przerwą na polowanie na delfina, którego próbowaliśmy na łodzi. I z kilkoma przerwami na punktach widokowych, które wbrew pozorom nie były zatłoczone.
Celem jednodniowej wyprawy był półwysep Dingle. Nie znając dokładnego programu oczekiwałyśmy przejazdu, rejsu łodzią, czasu wolnego w miasteczku, na małe rozeznanie, i powrotu. Jednak organizatorzy mieli inny pomysł. Przejazd, przystanek w Muckross by zobaczyć Muckross House - pałac, w którym zatrzymała się królowa Wiktoria podczas jej pobytu w Irlandii w 1861, dalszy przejazd i postój na Inch Beach (wietrznej ale przeuroczej, przepiaszczystej plaży nad Atlantykiem (łohoo, mój pierwszy raz nad Oceanem :), ponownie przejazd, postój w Dingle na rejs, polowanie na Fungie, następnie powrót do autokaru i objazd Półwyspu dookoła, z dwoma postojami na punktach widokowych.
Dupa bolała od siedzenia.

Jednak jest też druga strona - może to i dobrze, że nas obwieźli dookoła, bo więcej widzieliśmy? A widoki na prawdę zapierały dech w piersiach. Samo miasteczko pewnie tylu wrażeń by nam nie dostarczyło.

Mimo wszystko, było warto :)


czwartek, 9 czerwca 2011

Error

W dupę! Że się tak wyrażę. Zaczynam tę notatkę trzeci raz i za każdym następnym coś się dzieje, blogger się zamyka a notatka znika.
Napiszę ją (może) kiedy indziej.
A zdjęcie z ostatniej wycieczki, przepękna Inch Beach.
Falling in love with Ireland.