czwartek, 28 kwietnia 2011

Crazy time, but great time

Szalone były te ostatnie 2 tygodnie. Działo się tyle, że czasu brakowało na wszystko. Ale był to genialny czas!
Jakże mogłabym twierdzić inaczej, skoro mowa o wakacjach (świętach) w Polsce. Cudownie było zobaczyć znajome buźki, wyściskać je:)
A czas leciał błyskawicznie, bo:
Dzień przed wylotem zdecydowałam, że prosto z lotniska pojadę do Asika, nie do domu, co wprawiło rodzinę w zdziwienie:) Tak więc 2 w nocy, piski i okrzyki radości na lotnisku i ciekawsko-nudne spojrzenia innych pasażerów :) Pogaduchy prawie do rana, chwila snu i pobudka ze słowami - kur**, spóźnię się na pociąg! Ale szczęście dopisało i pociąg złapałam! Następnie przywitanie z familią, kolejne wybuchy radości, któremu towarzyszyło miauczenie kota i szczekanie psiaka :)
A potem ledwo żywa biegałam cały dzień po wszelakich urzędach/bankach ect., co już miłe nie było.
Dzień i wieczór zleciały, trochę snu a rano heyah w drogę, na małą wycieczkę rodzinną:) Zakopane jest fantastyczne, łażenie po górach wciąga i zdecydowanie tam wrócę, bo chcę więcej! Ale to temat ta osobną notkę.
A potem powrót do domu, z przygodami, oczywiście, bo jakże by inaczej.
I Wielkanoc. A po świątecznej niedzieli nadszedł poniedziałek i czas na powrót..
Oj nie był on łatwy. Cały wtorek ryczałam po kątach, chciałam bilety do domu bookować, tak mnie te wakacje urządziły.

Ale humor wrócił już dzień później.
I oby utrzymał się jak najdłużej :)


Mój kociak i piesiak


Po raz pierwszy podczas lotu udało mi się zobaczyć taki mleczny dywan z chmur


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz