niedziela, 3 kwietnia 2011

Szzzzzugar

A właściwie sugar xd
lokalny odpowiednik shit.
Słowo to dobrze określa moje dzisiejsze zachowanie.
Wczoraj dumna z siebie, że poza kinem (które było luksusem, bo mam ambitny plan uzbierania na aparat as fast as it possible) nie wydałam ani jednego euro zbędnie, a dziś.. No właśnie, sugar!

Dodatkowo wczoraj / dziś narobiłam niezłego zamieszania :)
Zazwyczaj sprawdzam ceny na jednym z portali, które je porównują. Zdałam sobie jednak sprawę, że nie uwzględniają one niektórych sklepów, w których się często zaopatruję. Postanowiłam więc sprawdzić ofertę u źródła.
Sprawdziłam i doznałam szoku (który przesłonił mi zdolność czytania ze zrozumieniem, szczególnie drobnego druku) - Canon EOS pińćset za tysiąc sto złotych polskich, z obiektywem! Promocja do 5 kwietnia. Kurna, toż to przyzwoita lustrzanka taniej niż kompakt, który chciałam kupić! Nie ma bata, będzie moja! Godzina 22 (tutaj, w Pl 23), a Emilka dzwoni, męczy rodziców, coby w niedzielę z rana, tuż po 10 wybrali się czem prędzej do sklepu zakupić mi tenże aparat, a w ramach wdzięczności gotowa jestem oddać pieniążki z lichwiarskim procentem.
Ta lichwa chyba się spodobała, bo usłyszałam magiczne dobrze dzieciaku. :)
Z podekscytowania spać nie mogłam xd
Radość nie trwała długo - rodzice do sklepu dotarli i ostrzegli, że następnym razem zanim urządzę im aktywny niedzielny poranek, mam przeczytać wszystko drobym druczkiem.. Eh, a ja mało ze wstydu nie spłonęłam, żem taka naiwna..
Za aparat owszem, można było zapłacić 1099, ale promocja polegała na tym, że drugie tyle dokładamy w ratach. Ehsz, a już myślałam, że taka ze mnie szczęściara ;(

:D

1 komentarz:

  1. Oj Emilka, Emilka, nieźle namieszałaś z tym aparatem :D Hej widzimy się już niedługo w Polsce !

    OdpowiedzUsuń