Znalazłam chyba strategię działania.
Zacznę planować rzeczy, które nie chcę, żeby miały miejsce. Wtedy te, których na prawdę sobie życzę, wydarzą się same, według zasady, że plany zawsze idą się ***.
Taka pokrętna ideologia ;)
A wszystko przez to, że weekend planowałam spędzić w swej wsi, nie wydając zbędnie pieniądzorków na bilety do miasta czy inne luksusy. Jednak dziewczyny zawiązały spisek przeciwko mnie i nie pozwoliły mi zrealizować planu. Skończyłam oczywiście w Cork, w kinie na dodatek. Rozpusta zupełna.
Sukces jest jeden - nie weszłyśmy do Penneysa! Ani żadnego innego kusiciela!
Dzisiaj.. :D
Bo jutro prawdopodobnie znowu rozpusta (czytaj Cork).
Wkurzają mnie ceny biletów tutaj. Zawsze kupuję pojedyncze, bo żadne pakiety mi nie odpowiadają, a przez to płacę kosmiczną maniurkę ;( tęsknię za życiem w dużym mieście (czytaj Bruksela).
Ps - Dziś PRAWIE nie padało !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz