sobota, 2 kwietnia 2011

It happens

Znalazłam chyba strategię działania.
Zacznę planować rzeczy, które nie chcę, żeby miały miejsce. Wtedy te, których na prawdę sobie życzę, wydarzą się same, według zasady, że plany zawsze idą się ***.
Taka pokrętna ideologia ;)

A wszystko przez to, że weekend planowałam spędzić w swej wsi, nie wydając zbędnie pieniądzorków na bilety do miasta czy inne luksusy. Jednak dziewczyny zawiązały spisek przeciwko mnie i nie pozwoliły mi zrealizować planu. Skończyłam oczywiście w Cork, w kinie na dodatek. Rozpusta zupełna.
Sukces jest jeden - nie weszłyśmy do Penneysa! Ani żadnego innego kusiciela!
Dzisiaj.. :D
Bo jutro prawdopodobnie znowu rozpusta (czytaj Cork).

Wkurzają mnie ceny biletów tutaj. Zawsze kupuję pojedyncze, bo żadne pakiety mi nie odpowiadają, a przez to płacę kosmiczną maniurkę ;( tęsknię za życiem w dużym mieście (czytaj Bruksela).

Ps - Dziś PRAWIE nie padało !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz