czwartek, 10 lutego 2011

Pierwszy raz z Carrigaline

Dziś towarzyszy mi uczucie szczęścia, radości, mieszane ze smutkiem, jakimś współczuciem. Czuję się szczęściarą, bo doleciałam bez problemów mimo mgły, deszczu i ogólnie słabych warunków. A dziś rano ktoś, kto miał nadzieję na szczęśliwe lądowanie, stracił życie.. Pierwszą myślą, jaka przeleciała mi prze głowę po usłyszeniu tej wiadomości było - przecież to mógł być mój samolot... Dzięki Bogu nie był.
Może to niezbyt optymistyczne rozpoczęcie, jednak myśl o katastrofie towarzyszy mi cały dzień, więc będzie trwale wpisana w mój start tutaj..
Niewiele brakowało, a nie dotarłabym na miejsce - podróż na lotnisko nie obyła się bez przygody pt chrzczone paliwo ;/ w takich chwilach cieszę się, że Pierdysław ma silnik, który to przetrawi.. Dotarłam akurat na odprawę. Potem prawie trzy godzinki w chmurach i Irlandia przywitała mnie:)
Oczywiście deszczem, jakże by inaczej.

Odebrali mnie hości z dziećmi, trochę pogadaliśmy i dostałam czas dla siebie.
A od dziś powolne wdrażanie się w nowe życie. Rodzina wydaje mi się trafiona - czuję się z nimi dużo bardziej komfortowo, niż w mojej poprzedniej host familii. Pomimo bardzo pozytywnego pierwszego wrażenia, nauczona doświadczeniem, nie będę na jego podstawie wyrabiać sobie opinii. Jednak kilka rzeczy mnie ujęło.
Dzieciaki to takie kochane łobuziaki: nie wstydzą się mnie kompletnie, gadają jak ze starą kumpelą, są bardzo bezpośrednie. A gdy wczoraj najmłodszy zapytał jakie prezenty mam dla nich, wiedziałam, że ich polubię ;D
Poza tym jakoś łatwiej mi się z nimi rozmawia, nie czuję kłopotliwego 'co ze sobą zrobić'. Wszystko jest jakies swobodne, naturalne.
Miłą niespodzianką jest także ich zorientowanie w temacie czasu wolnego au pair i ich zaangażowanie w ułatwienie niani życia. Znalazłam bowiem dziś w swojej nowej szafce kilka ciekawostek. Mianowicie, gruby folder ze zbiorem ulotek reklamowych ciekawych miejsc w okolicy, takich do zwiedzania ale i takich codziennego użytku, jak sklepy, siłownie, puby. Do tego mapy, ulotki o życiu operskim w Cork, terminarz spotkań. I mniej kusząca książeczka z przepisami ruchu lewostronnego...
Zapunktowali też tym, że mają polską herbatę w szufladzie ;D kiedy rano zostałam sama i naszła mnie myśl, że znowu jestem daleko od Wszytskich, czyli w momencie chwilowego ukłucia, znalezienie tej herbaty wywołało uśmiech ;) mała rzecz, a cieszy.

Nie mam weny na rozpakowanie swoich śmieci - leżą w walizkach i czekają na lepsze chwile.
Jako, że już 22, idę spać, bo przestawienie się na wstawanie około 7, po dwumiesięcznym spaniu do 12 dzień w dzień, zajmie mi dłuższą chwilę.

1 komentarz:

  1. hej:) od 18 lutego jestem w tym samym miescie co Ty jesli bedziesz miala ochote wymienic sie wrazeniami bedzie mi niezwykle milo eliss9@hotmail.com

    OdpowiedzUsuń